2011/10/04

Venice Beach ☼












First night we got to LA we were exhausted and with few hours left in the day we just walked around Downtown where we were staying. But the next day, the first day of our honeymoon we obviously went to the beach and not just any beach but Santa Monica and Venice Beach (after one hour of looking for the right bus and another hour of the bus ride). The Pacific was great but only Maciej had enough courage in our combo to jump in and have a swim ;) 
After a long walk along the shore, admiring the views we headed for the promenade that was full with bizarre people selling all sorts of weird stuff. 
Venice canals with picturesque bridges and quirky houses, all completely different were great! Flooded with sun got us in the holiday mood :)
What was lovely to see is how people there use the outside space, how there are so many facilities for them to use it like we use our gyms or private gardens.
Intense place, so different to what we know, even other holiday experiences.
Of course, we had french fires for lunch, in paper box. As they say, when in Rome do as... ;)


Pierwszego dnia, po przylocie do LA, bylismy bardzo zmeczeni i majac juz tylko popoludnie do dyspozycji pokrecilismy sie tylko po Downtown, gdzie byl nasz hotel. Ale nastepnego dnia, pierwszego dnia naszej podrozy, coz moglismy robic - oczywiscie poszlismy na plaze (po godzinie poszukiwan wlasciwego autobusu miejskiego i kolejnej godzinie podrozy). Nie byla to jednak zwykla plaza, ale Santa Monica i Venice Beach.
Pacyfik byl niesmowity, ale tylko Maciej mial wystarczajaco duzo odwagi, zeby sie w nim plawic ;) 
Po dlugim spacerze wzdluz wybrzeza, poszlismy w kierunku promenady, pelnej dziwnych ludzi sprzedajacych dziwaczne rzeczy.
Kanaly Venice ze slicznymi mostami i malowniczymi domami (kazdy byl zupelnie inny) byly sliczne, zalane sloncem wprowadzily nas w wakacyjny klimat :)
Najciekawsza byla obserwacja jak ludzie korzystaja z przestrzeni zewnetrznych/publicznych, uzywajac ich jak silowni czy prywatnych ogrodow.
Ciekawe miejsce, ale zupelnie inne niz jakiekolwiek inne wakacyjne plaze…
Oczywiscie jedlismy frytki na lunch, w papierowym pudelku. Jak mowia, jesli wszedles miedzy wrony... ;)

No comments:

Post a Comment