2011/10/30
on the way to SF
yet another amazing landscape, this time in Northern California.
you might not see it on these images, but these were smooth, golden hills with many, many wind turbines, all a bit glittery in the sun.
driving was quite demanding there as motorways were really windy and steep but we got there in the end with one stop for the night in Walnut Creek, suburbs of SF.
kolejny niesamowity krajobraz, tym razem w Polnocnej Kalifornii.
moze nie widac tego na tych zdjeciach, ale byly to gladkie, zlote wzgorza z wieloma, wieloma wiatrakami, wszystko mieniace sie w sloncu.
jazda byla tam dosc wymagajaca przez to, ze autostrady byly strasznie krete i strome, ale w koncu dotarlismy do celu, z noclegiem w Walnut Creek, przedmiesciach SF.
Breakfast by El Capitan
Last morning in Yosemite, beautiful and sunny after rainy day.
We decided to pack our tent and before we left for San Francisco we had our breakfast below El Capitan the most prominent mountain in Yosemite.
It was hard to leave this place but we made a promise we would be back there one day...
Ostatni poranek w Yosemite, piekny i sloneczny, po deszczowym dniu.
Postanowilismy sie zebrac z naszego kampingu i zanim wyruszylismy w strone San Francisco, zjedlismy sniadanie u podnoza El Capitan, jednego z najwazniejszych szczytow w Yosemite.
Ciezko bylo nam opuszczac to miejsce, ale zlozylismy sobie mala obietnice, ze jeszcze kiedys tam wrocimy...
2011/10/29
2011/10/28
Upper Pines Campground
our second campground in Yosemite and the first really rainy day in California. the rising fog added even more mysticism to this very special place.
we were tough, despite the weather and with our minimal camping gear, we cooked our dinner, looking for shelter underneath a roof of one of the campground toilets ;)
*we were the only ones to worry about the rain and cooking in the rain; all Americans were prepared, with huge camper vans, tents, gazebos, barbecues, almost entire homes and kitchens!;-)
nasz drugi kamping w Yosemite i pierwszy naprawde deszczowy dzien w Kalifornii. unoszaca sie mgla, dodawala niesamowitosci temu wyjatkowemu miejscu.
mimo deszczu i minimalnego sprzetu kampingowego, zacisnelismy zeby i ugotowalismy nasza kolacje pod daszkiem jednej z toalet ;)
*bylismy jedynymi, ktorzy musieli martwic sie deszczem i gotowaniem w deszczu; wszyscy Amerykanie byli przygotowani, ze swoimi ogromnymi przyczepami kapmpingowymi, namiotami, altankami, grillami, niemal calymi domami z kuchniami!;-)
2011/10/27
Cathedral Lakes
in the wild west we saw Indians (we were too shy to photograph them), buffalos (they were too fast to be photographs), and, on the way to Cathedral Lakes--cowboys, riding their horses down a very steep hill, so finally, we got them!
na dzikim zachodzie widzielismy Indian (ale bylismy zbyt niesmiali, by ich sfotografowac), bizony (byly zbyt szybkie, bysmy mogli je sfotografowac), i--w drodze do Cathedral Lakes--kowbojow, zjezdzajacych na koniach z bardzo stromego zbocza, wiek w koncu sie udalo!
2011/10/26
Lake Tenaya
i did swim in Lake Tenaya, but after 3 minutes i realised why i was the only one;-)
po trzech minutach plywania w jeziorze Tenaya zrozumialem, czemu bylem jedynym, ktory sie na to zdecydowal;-)
Yosemite; Tuolomne Meadows
so, we arrived to Yosemite National Park, one of the key destinations of our trip. we chose the Tuolomne Meadows as the first campground and it was a good choice. we got a little plot just next to the river with a table and a bonfire place. and--the obligatory anti-bear-box.
the first evening we were a little bit surprised to see other people in gloves, warm hats, puff jackets and sweaters... remember, the day before we were sweating in enormous heat! and, when you go to California (sunny California!), what you take is your surf gear and sunglasses, not wool hats and gloves! what we did not realise before leaving home was that besides -82m below sea level we are also going to be 8 600 ft (2 600m--and this is the altitude of the campground, we were about to climb higher than that!) above sea level, in real mountains in mid-September. as a result we were freezing as soon as the sun set!we slept in four layers of clothing, almost everything we had (mostly shorts and t-shirts;-). in fact, in two weeks time they were closing the park for the winter season!
but--there was a second reason we were shaking while lying in your little tent. bears, the Blue-51 in particular. Blue-51 is on young naughty bear who comes to the campground every night! he was not afraid of anything. we heard that bears live in Yosemite but we didn't expect them to live in such a "symbiose" with humans. well, this "symbiose" means they use humans as pantry. hence the 4mm thick steel boxes with fancy locks to store anything producing any scent. leaving any such things outside is subject to hundreds of dollars fine stated by California law. anyway, as soon as we went to sleep we heard people shouting and banging on pots and pans to scare the bear off, just a few steps away from us! quite an experience, even without really encountering the bear.
that was our first night in the wilderness:-)
tak wiec dotarlismy do Parku Narodowego Yosemite, jednego z glownych celow naszej podrozy. jako nasz pierwszy kamping wybralismy laki Tuolomne i to byl dobry wybor. dostalismy nasze miejsce tuz obok rzeki ze stolem i miejscem na ognisko. no i obowizakowa skrzynka przeciwko niedziwiedziom.
pierwszego wieczoru zaskoczyl nas widok ludzi poubieranych w rekawiczki, czapki, puchowe urtki i swetry. przeciez poprzedniego dnia smazylismy sie w niewiarygodnym skwarze! przeciez jadac do Kaliforni (slonecznej Kaliforni!), zabiera sie ze soba sprzet do surfingu i okulary przeiwsloneczne, nie welniane czapki i szaliki! nie zdalismy sobie sprawy przed wyjazdem, ze poza zejsciem 82m ponizej poziomu morza bedziemy tez w prawdziwych gorach, 2 600m nad poziomem morza (wysokosc, na ktorej lezal kamping, a mielismy wejsc jeszcze wyzej!), w srodku wrzesnia. w rezultacie, zamarzalismy jak tylko zaszlo slonce. palismy w czterech warstwach ubran, niemal wszystkim co mielismy (glownie szrtach i koszulkach;-). jak sie pozniej dowiedzielismy, za dwa tygodnie mieli zamknac park na sezon zimowy!
ale byl tez inny powod, z jakiego drzelismy w nocy w naszym malym namiocie. niedzwiedzie, a w szczegonosci Niebieski-51. Niebieski-51 jest bezczelnym mlodym niedzwiadkiem, ktory co noc przychodzi na kamping, ni boi sie niczego. wiedzielismy, ze w Yosemite zyja niedzwiedzie, al enie spodziewalismy sie, ze zyja z ludzmi w takiej 'symbiozie'. 'symbioza' ta polega na tym, ze traktuja ludzi jak spizarnie. stad skrzynki, ze stali 4mm grubosci, ze skomplikowanymi zamkami, w ktorych nalezy chowac wszystko co wydziela jakikolwiek zapach. zostawienie czegokolwiek takiego poza skrzynka, moze kosztowac ustanowiona przez kalifornijskie prawo kare kilkuset dolarow. w kazdym razie, jak tylko polozylismy sie spac, slyszelismy ludzi krzyczacych i dzwoniacych garnkami, zeby go odstraszyc, niemal tuz kolo naszego namiotu. prawdziwe przezycie, nawet nie stajac z niedzwiedziem oko w oko!
taka byla nasza pierwsza noc w dziczy:-)
2011/10/24
Lee Vining
A little town with beautiful views towards Mono Lake (didn't have time to see it properly this time), the last one before Yosemite.
Stayed in hippy motel, did some shopping in the best general store ever and obviously had some pretty good burgers ;)
That was our 'good bye' to the civilisation before we entered the wilderness ;)
Male miasteczko z pieknymi widokami w strone Mono Lake (tym raze nie mielismy czasu na to, zeby je zobaczyc), ostatnie przed Yosemite.
Zatrzymalismy sie w hipisowskim motelu, zrobilismy zakupy w najlepszym pod sloncem sklepie spozywczo-przemyslowym, no i oczywiscie zjedlismy calkiem niezle hamburgery :)
To bylo nasze pozegnanie z cywilizacja, zanim wkroczylismy w dzicz ;)
Subscribe to:
Posts (Atom)