And so, it's another weekend but no time to rest.
For the last four weeks Adam's been going through sleep regression (at least that's what we think it is) and so have we (like we have any choice...), on top of that he's had a cold, which is never easy for such a small person.
We're like zombies, especially me as I don't take lack of sleep easily. I kind of adjusted to the situation since Adam was born but in whole seven moths of his life, it's never been that bad. He can wake up ten times a night and last night he decided, at 5 am, that he doesn't feel like sleeping. Of course all our efforts to put him back to bed ended with tears, well howl actually.
There's so much I have to do for work and there's so much to do at home but as always a bunch of things will be postponed till later...
Tak wiec, mamy kolejny weekend, ale i tak nie jest to czas odpoczynku.
Juz od czterech tygodni Adas ma problem ze spaniem. Moze byc to objaw kolejnej fazy rozwojowej, w ktorej dziecko z powodu intensytnosci rozwoju budzi sie w nocy, zeby przetworzyc wszystko czego sie nauczylo w ciagu dnia. Moga to tez byc poczatki leku separacyjnego?
W dodatku od tygodnia mamy grype w domu, co nie jest latwe dla takiego malego czlwieka.
Jestesmy nieprzytomni, zwlaszcza ja, niestety nie znosze najlepiej braku snu. Od narodzin Adasia i tak sie przyzwyczailam, ale w ciagu siedmiu miesiecy jego zycia jeszcze nigdy nie bylo tak zle. Potrafi budzic sie z dziesiec razy w ciagu nocy. Dzis dodatkowo o 5 rano zdecydowal, ze nie chce mu sie zupelnie spac, a nasze proby uspienia konczyly sie placzem, a raczej wyciem.
Mam sporo pracy, w dodatku jak zwykle jest sporo do zrobienia w domu, ale jak zawsze pewnie sporo z tych rzeczy zostanie odsunieta na pozniej...